Jeeeeenyyyyy! jakie drogie yeny!

Uprzedzam ten wpis jest o kasie. Wrażliwym – odradzam. Wybierającym się w podróż do Japonii – polecam.

Kupić nie kupić? Zdrożeją-stanieją? Załatwić temat-poczekać? Itd… czyli zwyczajowe przedwyprawowe dylematy. Nie kupiłam, zdrożały, czekam. 
W zasadzie teraz nie ma się już do czego spieszyć. Co miało zdrożeć – zdrożało, przyszły wakacje, mam nadzieję, że żadne Lehman-Brothers-pochodne katastrofy się nie wydarzą, a ‘specjaliści’ uprzejmie donoszą, że złotówka ma się umacniać – no to se czekam.
Na interes życia jednak nie liczę…

Ale to, że jeszcze nie mam ani jednego jena w portfelu (a wyjazd już za niespełna miesiąc), to nie znaczy, że ani jena (lub jego równowartości) nie wydałam. Wręcz przeciwnie. W przeliczeniu na taką dajmy na to Etiopię, to już powinnam się zbierać do domu, a w porównaniu do Mongolii to już i mięsko spod siodła dawno by zjedzone zostało.

Ad concretum:

KOMUNIKACJA tam i z powrotem, przelot w sensie:
Przeszukałam cały Internet i wyszło, że najtańszy jest Aerofłot (ale tym odmawiam latania, od czasów, gdy „uprzejma” post-sowiecka stewardessa, na moją nieśmiałą prośbę o otwarcie dotychczas zamkniętej, jednej z dwóch możliwych toalet, zaproponowała mi wysiadkę (na osiągniętej wysokości przelotowej 10.000 m sic!)
„Kak wam nie nrawitsja wam nada wyjti”, czy jakoś tak to brzmiało. No to Aeroflotem nie latam
Za to bardzo przyjemne mam doznania z Air Francem, a zwłaszcza z ich genialnym pokładowym systemem rozrywkowym. Tymże zatem postanowiłam się udać do Japonii.
Byłoby taniej, gdybym leciała do końca czerwca (z jakiegoś, nieznanego mi powodu, większość linii lotniczych organizuje rozmaite przyjemne promocje w pierwszym półroczu, a potem już nie) oraz gdyby destynacja przylotowa pokrywała się z odlotową (choć to już chyba nie nazywa się destynacja, tylko jakaś, dajmy na to, departiacja), a ja postanowiłam polecieć do Tokio, a wracać z Osaki. Przelot i powrót z Tokio Air Francem kosztowałby ok. 2.600 PLN, w mojej  konfiguracji natomiast koszt przelotu wyniósł 3.265.

KOMUNIKACJA na miejscu, czyli gdybym znała japoński, to mogłabym się obejść bez zegarka, obserwując jedynie migracje pociągów.
Japońskiego nie znam, za to powielana tu i ówdzie informacja, że bilet zakupiony w Japonii na przejazd pociągiem na trasie Tokio-Kyoto-Tokio kosztuje tyle samo, co tygodniowy JR-pass, rozwiewa wszelkie dotychczasowe ewentualne wątpliwości, czy tenże kupić, czy może jakoś to będzie. Nie będzie! Tak donoszą źródła dobrze poinformowane i ja im wierzę. Zaczęłam nawet sobie wstępnie podliczać planowane przejazdy po lokalnych cenach nabycia i bardzo szybko, z prędkością, której nie powstydziłby się żaden shinkansen (czyli super szybki „pociąg-pocisk” ) , przekroczyłam magiczne 57.700 yen! (czyli cenę 21-dniowego JR-passa).

A cóż to oznacza dla przedwyprawowego portfela?
Możliwości są 3, pomnożone przez dwa warianty (zupełnie jak w aikido, zawsze jest jakieś omote i ura, z tą różnicą, że w aikido obie strony są równe (choć oczywiście ura fajniejsza ;-))

7 dni
14 dni
21 dni
A wszystkie albo w wersji ekonomicznej (he he he, żarcik!) albo tzw. Green czyli w ekskluzywnych wagonach 1-szej klasy.

Ponieważ karnet taki jest przeznaczony jedynie dla turystów (bo ma w atrakcyjny sposób potanić koszty pobytu – he he he, ponownie żenujący żarcik), kupuje się najpierw, poza Japonią, rodzaj vouchera  i dopiero po przylocie wymienia na ‘pass’ rzeczywisty.
Ja kupiłam tu, bo, po przeszperaniu  nieomal całego internetu, tu okazało się być najtaniej. O dziwo ceny w jenach są niezmienne, ale już przeliczniki, stosowane przez różnych sprzedawców, mocno się między sobą różnią. W ACP Rail zapłaciłam 537 EUR + 19EUR za kuriera oraz za ubezpieczenie od ewentualnej kradzieży, czy innej straty, i już w ciągu dosłownie 2 dni miałam bilet w ręku.

Masa informacji praktycznych, włącznie z listą autoryzowanych pośredników oraz z rozkładami jazdy shinkansenów, znajduje się tu ;

A tu mini podręczniczek w temacie szynowego poruszania się po Japonii.

NOCLEGI

Ponieważ zegar na moje własnej stronie nieubłaganie tyka i przypomina, że to już tuz tuż (btw przy obecnych upałach już się trochę czuję, jak bym była w Tokio) wzięłam się z kopyta za organizację i zarezerwowałam 14 (z 20 w sumie) noclegów.

Na ogół tego nie robię, zdając się na łut szczęścia, ale że mój japoński się jeszcze nie wykluł, a angielski Japończyków jest ciągle w fazie poczwarki, wolałam nie ryzykować i zawczasu się przygotować, zamiast spędzić połowę pobytu na nerwowym poszukiwaniu ławek w parkach pod mostami (most ważny, bo pora deszczowa przecież będzie).
Całkiem fajną stronką do rezerwacji hoteli wydaje się być ta: http://pl.hotels.com/
Niestety tylko hoteli takich bliżej *** i więcej gwiazdek (nie, żebym miała coś przeciwko dużej ilości gwiazdek, lecz przeciwko ich wprost proporcjonalności do ceny! ;-))

Mój wybór padł na poniższe business-hotele:
w Tokyo: Agora Place Asakusa, ***, 7 nocy $438.83
w Osace: Shin Osaka Sunny Stone Hotel, ***, 7nocy $291,48

Dodam, że nie są to standardowe ceny (o nie, tak dobrze, czytaj: tak tanio, to nie ma!), tylko już jakoś tam zredukowane, a bo że first minute, albo wręcz przeciwnie last minute, albo po prostu chłyt marketingowy taki).

Koszt noclegu można oczywiście obniżyć (jak również bezganicznie podwyższyć :-]), gdyż w Japonii jest sporo hosteli (czytaj łóżko w dormitorium), a także hoteli „kapsułkowych” (i nieprawdą jest, że są tylko dla facetów, chociaż taka jest rzeczywiście większość). W nich noclegi wychodzą po ok. 25-35 USD od osoby za noc. Ja jednak, podróżując samotnie i do tego pierwszy raz po Japonii, postawiłam na prywatność – stąd większe koszty noclegu. Niestety.

Tak więc reasumując, a zarazem nawiązując do tytułu niniejszego wpisu:
Na dzień dobry, zanim jeszcze dobrze wyszłam z domu, z portfela (w sensie z konta bankowego, względnie z karty) zniknęło mi niespełna 8.300,- najnowszych PeeLeNów!!!
No kidding! Oto fakty:

Przelot samolotem wte i wewte: 3.268,-
Przelot pociągami w miejsca przeróżne 2.401,-
Hotele w Tokio i Osace ca. 2.600,-

No i cóż…
Zostało już tylko przenocować gdzieś kilka nocy po środku (stawiam na Alpy Japońskie, Kanazawa i Kyoto), czymś się pożywić w międzyczasie (a w sumie po co? cóż to jest 21 dni?! do tego w taki upał), zapłacić za treningi i inne atrakcje, ze szczególnym uwzględnieniem imprezy Shosenji (oj tak, to też będzie konkret konkretny), i już!

Ciekawe, czy się zamknę w 12.000 pln?

myślę, że wątpię…

Powiązane zdjęcia:

Author: Tygrys

5 thoughts on “Jeeeeenyyyyy! jakie drogie yeny!

  1. Moniś, bo o otwarcie toalety w Aeroflocie nie prosi się „Otkrywaj tualeta, job Twoju mat'”. Hm, a może właśnie się prosi?
    Swoją drogą, jakżeż Ty niemiłosiernie potrafisz polszczyznę pokaleczyć 😉

    1. a może własnie! zanotuję sobie, w razie bym miała jeszcze kiedyś AF polecieć
      a w kwestii polszczyzny: staram się jak mogie 🙂

  2. A nie myślałaś by wziąć dodatkową walizkę? Na ryż? Na wymianę? I pamiętaj – nie wchodź do sklepów z elektroniką, komiksami, ciuchami, samochodami, w ogóle nie wchodź tam do sklepów!

  3. ja myślę, że ja w ogóle z pokoju hotelowego nie będę wychodzić.
    Ma być klima, ma być internet, a jeszcze z walizką ryżu – cóż mi więcej do szczęścia potrzeba!
    Dobrze się składa, bo jak opróżnię te walizkę z ryżu, to będę mieć miejsce na Twoje łuski z Godzilli 🙂

Skomentuj Tygrys Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.