powoli po wolnemu woli…

…zblizamy sie ku koncowi 🙁

oto, dokad dojechalysmy:

:

HA!

ale to przeciez jeszcze nie koniec! 😀

—-

okolice listopada 2008

Uff! Nareszcie dorwalam sie na chwilke do wzglednie dzialajacego internetu i sprobuje przynajmniej wrzucic zaktualizowana trase.

Pomysl Dorotki, zeby robic mapke jak na Indianie Jones byl suuuuper!! ale neistety wzgledy technologiczne w dolinei Mekongu nie pozwolily na biezaco aktualizowac danych.

A zwzgledy logistyczne z kolei zmusily nas do znacznej zmiany planow podrozy!

I tak, nie bylysmy jeszce w ogole w Wietnamie i bedziemy dopiero przed samym wyjazdem i to tylko w Hanoi. Za to zobaczylysmy poludniowy Laos, czego nie planowalysmy.

Ale o wrazeniach z Laosu napisze nastepnym razem (postaram sie, o ile mnie znow technologia nie przerosnie) a tymczasem oto gdzioe bylysmy/jestesmy:

tu byla jakas juz dawno nieaktualna wersja mapki, ale na co komu taki staroc, wiec wywalilam

:

 

 

 

wersja z 16/10/2008

idu sobie na zwiadu… idu i patrzu… a tu mapu pierwszu

z powoli powolnemuwoli krystalizującymi się planami podróży…

To jest oczywiście wersja bardzo ogólna i bardzo bardzo robocza, postaram się ją aktualizować, w miarę jak będziemy dopinać szczegóły

chociaż, chyba jeśli chodzi o Kambodżę i Laos, to już raczej wiemy, co chcemy zobaczyć. Wietnam natomiast jest jeszcze niedogadany/niesprecyzowany/nieodgadniony taki…

Siostry, Wasze komcie (że posłużę się retoryką Pauli 😉 )

jak zawsze mile widziane 🙂

Powiązane zdjęcia:

Author: Tygrys

23 thoughts on “powoli po wolnemu woli…

  1. Może trzeba by nadać jakąś nazwę – Szlak…Szlak…….SZLAK BY TRAFIŁ.
    Proponuję konkurs – zwycięzca dostanie FANTASTYCZNĄ NIESPODZIANKĘ Z PODRÓŻY 🙂

  2. tiaaa….
    to mi przypomina pewną stronkę 2 kolesi, którzy wjechali (wspięli się, wnieśli) rowerami na najwyższy szczyt Mongolii o wdzięcznej nazwie na „Ch” i bardzo ładnie w związku z tym zatytułowali swoja wyprawę 😀
    Koza by najlepiej wiedziała o co chodzi, ale ona nie ma oczywiście czasu tu zajrzeć 😛 (chyba jej złośliwie podeślę link do tego komentarza 🙂 )

  3. obserwując mapę błyskotliwie stwierdzam, że w Kambodży bardzo falujemy
    nie uważacie drogie podróżniczki, że cały szlak przypomina trochę kaczkę (nie wiadomo tylko którą) 🙂

  4. rozumiem, że zgłoszona na konkurs kolejna nazwa wyprawy brzmi: „Szlakiem Kaczki z Falującym Odbytem” – no pięknie! 😀
    A w ogóle to ja sobie wypraszam takie proktologiczne skojarzenia!
    linia falista miała symbolizować meandry Mekongu, którym będziemy, mam nadzieję, kawałek płynąć
    Zresztą w Laosie tez tak miało być, tylko wyszło mniej zawijasów

  5. a jeśli ten miść kuchni tego piesia jednak dogonił i nim sajgonkę nadział?? to ja nie wiem, czy chcę ją koniecznie znaleźć…
    z 2 strony w Chinach się zajadałyśmy takimi śmiesznymi, dziwnymi paróweczkami… :->
    może zatem jednak? w myśl zasady: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal 😉

  6. taaaak… to były paróweczki w wersji – pies, co zjadł pieczatki lub pies, co zjadł kukurydzę, był też chyba pies na diecie…

  7. ta, ten na diecie był wypchany gazetami, a w chińskiej gazecie – wiadomo…
    ale wiesz co? ja tam wolę uważać, że to były parówki z lwa 😉 przecież nie wszystko co ma grzywę to od razu czau-czau, prawda?
    powiedz, że prawda, powiedz

  8. Lew?!? Lew nie je pieczarek ani kukurydzy, a gazet tym bardziej…..Może to koza? … ups 😉 przepraszam

  9. sugerujesz, że konsumowałyśmy parówki z kozy?
    no tak, to by wyjaśniało, dlaczego Koza przestała się odzywać 😉

    ciekawe, co jedzą jeże w Kambodży….

  10. jedzą też tabletki na malarię
    ciekawe czy są parówki z owoców morza? (ale tych jeże nie jedzą, o nie) 🙂

  11. ooo.. jaki fajny blog !! a będzie aktualizowany na bieżąco w podroży ? to sobie dodam do rss-ów 😀
    acha, jako tradycyjną pamiątkę z podróży, którą mi Asia zawsze przywozi, poproszę świnkę wietnamską 🙂 żywą oczywiście !..

    bo tych zjedzonych świnek morskich to wam nigdy nie wybaczę..

    pozdrawiam
    koleżanka Sikora

  12. Mam nadzieję, że nie masz na myśli jakiejś choroby, bo wolałabym nie przywozić 😉

  13. ależ będzie będzie aktualizowany! o ile nas jakaś świnka wietnamska wcześniej nie zaatakuje w akcie zemsty za pożartą świnkę peruwiańską 😉

    a właśnie, dzięki nieocenionemu sleeeeeevce, pojawiła się możliwość pisania na blogu zdalnie, że tak powiem… czyli bylebym miała jakikolwiek dostęp do maila np. w komórce to mogę słać znaki sygnały, przynajmniej, że żyjemy jezcze
    o ile nas jakaś świnka… 😉

    ps. miło Cię widzieć na blogu 🙂
    i pamiętaj – konkurs czeka

  14. Ha, cieszcie sie, ze nie macie lotu powrotnego z Bangkoku.
    Czekam na sprawozdanie z Laosu

  15. ale mamy za to miedzyladowanie w Bangkoku :]
    lub tez… „mamy miec”, bo to sie dopiero okaze, czy i gdzie ono bedzie…
    A z Laosu, tak tak, beda na pewno, tylko musze je obrobic, oprawic jakims komentarzem i zdolac wyslac w eter, bo naprawde internet tutaj mocno przypomina poczatek lat 90-tych w Polsce.
    Jeszce dzis siedzimy w Phonsavanh, ale jako ze znow zmienilysmy plany, to jutro rano sprobujemy sie przebic do Luang Prabang (kolejne 10 godzin w autobusie :]) i tam pewnie bedzie ciut wiecej czasu na zabawy z netem.
    Bojcie sie wiec! Kolejna porcja zdjec tuz tuz!!! 😉

  16. No to za 50 minut lądujecie (planowo). Witam w domu! I czekam na kolejne zdjecia! I opowiesci!

  17. Co tak spokojnie? I nikt nic nie pisze? A raport koncowy to co? Czy tez jet lag meczy?

    🙂

  18. ach, bo widzisz, proza życia to podróży kat! 😉
    lag męczył mocno, ze 2 dni prawie nie spałam, za to teraz odsypiam!
    A relacja całościowa na pewno jakaś będzie, plus kompilacja starannie wyselekcjonowanych zdjęć, tylko… no, tylko muszę się za to zabrać ;D

Skomentuj Tygrys Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.