o dżipiesach, mapach i endomondo

O „Endomondo”, czyli aplikacji na smarfołny różnej maści już wspominałam. Programów takich jak ten jest cała masa. Nie umiem powiedzieć które lepsze, które gorsze, ten jest za to pewnie najbardziej popularny, bo automatem niemal zrzuca wyniki na pewien portal społecznościowy, którego nazwy nie wymienię, ale zaczyna się ona na f a kończy na k.

[note]DYGRESJA: Tak naprawdę to nic nie jest automatem i można to wrzucanie wyłączyć i wcale nie trzeba zaśmiecać znajomym tablicy swoimi wątpliwymi (na ogół) osiągami, ale to zupełnie inny temat (jak rozważania typu, co jest fascynującego w miliardowym zachwyconym, zasmuconym, zawiedzionym, zadziwionym, znudzonym kotku, czy innej informacji typu „och boszsz właśnie przeszłam z X przez ul.Y, popiardując przy tym radośnie ). UFF! ulało mi się ;-), ale ja nie o tym chciałam.[/note]

O „Endomondo” chciałam. Występuje toto w trzech wersjach cenowych: za FRIko w zasadzie pokazuje tylko trasę i czas, PRO za ok. 20 jednorazowych zetów – z przeróżnymi statystykami i wykresami, jak dla mnie zupełnie wystarczająca wersja, oraz PREMIUM, które ma zapewne jakieś niesamowite gadżety, ale skoro nie chce za mnie biegać, to się nie skusiłam na miesięczny abonament ok. 9pln. Ach – trzeba jeszcze doliczyć ewentualne opłaty za internet, bo aplikacja oprócz oczywistego włączonego GPSa aktualizuje wszystko na bieżąco na serwerze. No to taki może mały dziegciowy minusik, że nie można sobie updejtować po powrocie do domu przez wifi np. Zwolennik spiskowej teorii dziejów dostrzegł by tu zapewne zmowę z operatorami, ja się  cieszę, że takie coś jest bo mnie to po prostu nakręca i zachęca.

„Endomondo” jest super! Bo „Endomondo” pomaga się mierzyć samemu ze sobą. Liczy czasy, międzyczasy, kalorie (fuj!) pokazuje trasy, wzloty i upadki, testy (oj bolesne potrafią być wyniki tych testów, oj!), daje możliwości zaprogramowania i/lub zapisania tras, analizy wyników, porównań różnej maści efektów pracy własnej i cudzej. Daje kopa, żeby nad sobą pracować. No fajny jest. Zachęcam. Można go sobie tu pooglądać, a tu ściągnąć na androida.

No i tak właśnie uzbrojeni w „Endomondo”, kolumbrynowy telefon nie mieszczący się w żadną kieszeń oprócz tych typu cargo (co też mnie onegdaj podkusiło! note’a się mnie zachciało :-/), oraz mapę (na wszelki wypadek), ruszyliśmy wczoraj z PRSem na 5,6km przebieżkę po lasach wokół Dziekanowa Leśnego. Jak się okazało 5,6km było naszym pobożnym życzeniem, gdyż misternie wytyczona trasa okazała się prowadzić częściowo przez międzybagnia (to jeszcze pół biedy, choć ślisko i butwiście) ale również zdecydowanie zachęcała do zboczenia na bagna właściwe – z zachęty tej nie skorzystaliśmy i stopniowo oddalaliśmy się coraz bardziej od naszej marszruty, byle dalej od bagien i byle dalej od tabunów komarów wielkości wygłodzonych słoni  (swoją drogą ciekawe, czy wersja Endomondo Premium pokazuje stężenie komarów na 1cm3 powietrza otaczającego człowieka, czyli komarzy wiktuał – to byłby hit!) i, niestety, również coraz dalej od samochodu…. Przy okazji okazało się, że „Mugga”, sprawdzona na egzotycznych wyjazdach, doskonale sprawdza się również na lokalnych komarach, a przynajmniej do czasu, dopóki nie spłynie z potem hen na bagna….
I tak się zeszło na tym oddalaniu od bagien i komarów i oddalaniu i oddalaniu aż w końcu pękło 10 km, czego cudowny programik nie omieszkał odnotować, stawiając pucharek za wyczyn 🙂
Wyczyn był to w zasadzie żaden, bo biegliśmy tylko 5km, a potem to już bardziej wędrowaliśmy na orientację. Ale przy okazji okazało się, że  możemy taką dychę marszobiegiem zmieścić w 1,5h – jest to jakaś konkretna informacja, gdyby nam kiedyś do łbów strzeliło wziąć udział w biegu na 10 (mi już taki jeden chodzi po głowie…. jesienny taki… :-))

 

Powiązane zdjęcia:

Author: Tygrys

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.