08/09/2012
No i wreszcie wyjaśnienie, skąd te pingwiny.
Otóż pingwiny wzięły się stąd, że z 3 głównych atrakcji Osaki: betonowa replika zamku, wesołe miasteczko Universal Studios lub Oceanarium wybrałam to ostatnie właśnie (wejście 2000 Y).
Gdyby nie to, że była akurat sobota i w związku z tym tłumy rozwrzeszczanych niedolatków, mogłabym po nim chodzić cały dzień, a tak skończyło się na 4 godzinach tylko.
Czegoż tam nie było…. Ho ho ho, a ilu znajomych z talerza ho ho ho ho ho!
Och, przekąsiłabym jakieś sushi….
A wieczorem….
A wieczorem rozpoczął się kulminacyjny punkt mojego wyjazdu i w pewnym sensie pretekst do wybrania Japonii na cel tegorocznego urlopu (i wcale nie żałuję , bo Japonia jest naprawdę super!), czyli wigilijny trening przed oficjalnymi obchodami 50-tej rocznicy istnienia Shosenji – dojo Shimamoto sensei.
Tym samym cały 09/09/2012 był poświęcony Aikido. Najpierw trening prowadzony przez Doshu, potem pokazy przeróżne, a potem bankiet w japońskim stylu.
Bankiet w japońskim stylu polega na tym, że w wynajętej hotelowej sali balowej przy trzech dużych stołach, ustawionych pod samą scena, siedzą różne ‘wazniaki – smazony ryz’, a my czyli aikiplebs, stoimy przy pozostałych stolikach i czekamy na pozwolenie rozpoczęcie konsumcji (cały czas na stojąco). Do tego przemowy, podziękowania, gratulacje, wręczania, ukłony, jeszcze raz ukłony, i jeszcze jedne i jeszcze raz (w końcu ukłonów w Japonii nigdy dość! ;-)). Ale w miarę spożywanych wiktuałów oraz, a zwłaszcza, napojów, kręgosłupy stawały się lżejsze, nogi mniej obolałe, a twarze radośniejsze coraz….
Impreza w japońskim stylu działa jak japońska kolej, znaczy po upływie określonego, precyzyjnie wyliczonego, czasu (jakieś 3 godzinki) rozeszliśmy się w pokoju do… no każdy gdzieś.
Nasza polska grupa wjechała np. na 173-ci metr budynku Umeda Sky Building (700 Y), który zdaje się być czwartą (i ostatnią?) atrakcją Osaki.
10/09/2012
To już pożegnania: z miastem (ostatni spacer po centrum), z yenami (ostatnie prezentowe zakupy), z sensejostwem (ostatni mój trening w Shosenji) i z sushi (chociaż to najostatniejsze nastąpiło już 11/09/2012 na lotnisku Kansai – po prostu nie mogłam tak po prostu wyjechać bez sushi!)
I już, i po Japonii i, co gorsza, po urlopie ;-(, ale myślę sobie, że ja tu do niej jeszcze wrócę, może nawet szybciej niż mi się wydaje…
Powstanie jeszcze jeden wpis n.t. Japonii, który już mi się trochę w głowie wykluł, mianowicie coś na kształt „Japonia dla początkujących”, czyli garść informacji czysto praktycznych, jak podróżować po tym naprawdę pięknym i fascynującym kraju. Mam nadzieję, że ktoś się kiedyś skusi i z tych porad skorzysta, ja w każdym razie z pewnością będę to rekomendować, propagować i ambasadorować 🙂
Którym czytali i w pewnym sensie ze mną współpodróżowali
DOMO ARIGATO GOZAIMASHITA!
Zdjęcie z Shosenji z Ruudem – moje ulubione. ( 3-cie od końca) Macie takie miny jak byście coś razem przeskrobali…
No i genialny idiom – ‘wazniaki – smazony ryz’
a bo ten…. bo mi już wtedy chodziło po głowie to, co zrobiłam na zdjęciu ostatnim 😀