Tygrys nad Eufratem

08/11-10/11/2010

Niektórzy (zwłaszcza w Syrii) twierdzą, że Syria jest kolebką cywilizacji, inni widzą tę kolebkę w Chinach, czy Egipcie, a jeszcze inni w Mezopotamii. Osobiście lubię tę ostatnią wersję, dlatego z coraz większą ekscytacją zbliżałam się do jednej z dwóch mezopotamskich rzek – Eufratu…

Praktycznie jedyną akceptowalną opcją noclegową w rejonie jest niezbyt urodziwe miasteczko Deir Az Zour (zwane też na różnych mapach i różnych tablicach drogowych Dar Azzor, czy też Der ez Zur, czy jeszcze jakkolwiek inaczej, byleby by brzmiało podobnie do „derzur”). Miasteczko nieurodziwe, niespecjalnie przyzwyczajone do turystów, za to z Eufratem, a nad nim przewieszonym francuskim mostem z lat 20-tych XX wieku, obok którego znajduje się parę (konkretnie 3) knajpek, w tym „Al Nakeel” z bardzo dobrym jedzonkiem i rekomendacją „chief is from Aleppo” – znaczy, że w Aleppo będzie super żarcie?? Tu rzeczywiście było.

W „Derzur” jest również zupełnie przyzwoite muzeum, które jednak swój moment świetności miało w 1996 roku, kiedy zostało otwarte, a uprzednio wybudowane za kasę różnych niemieckich firm. Pierwotnie doskonale przygotowane od strony wystawienniczej i merytorycznej, w zamierzeniach rozwojowe, obecnie popada w kurz i pył z właściwym dla krajów arabskich „szuaja”, czy też bardziej euroswojskim „maniana”.

Ale Deir ez Zour to przede wszystkim baza wypadowa do okolicznych (biorąc pod uwagę brak bazy noclegowej to 200 km w Syrii jak najbardziej uznać można za najbliższą okolicę), miejsc archeologicznych:

Mari (w dół rzeki 120km od Deir ez Zour, nieopodal granicy z Irakiem) – bilet 75 SyP. I choć ja chodziłam zachwycona po ruinach tego mezopotamskiego królewskiego miasta z III tys. p.n.e, to rozumiem, że naprawdę trzeba to lubić, żeby się zachwycić niedookreślonymi kształtami, wykonanymi z cegły mułowej suszonej na słońcu – nie dziw, że najstarsi archeolodzy nie rozpoznawali jej początkowo w terenie i kopali na oślep dalej, w głąb, do jądra ziemi…

Dura Europos (w dół rzeki 100km od Deir az Zur) – bilet nie wiadomo za ile, bo kasjer miał akurat wychodne. To założone jeszcze w okresie hellenistycznym (303 p.n.e.) miasto, cechowało się niezwykłą tolerancją religijną. Obok siebie zgodnie funkcjonowały świątynie: Zeusa, Artemidy, Bela, paru bogów, których imion nie rozpoznaję, ale także mitreum, synagoga i chrześcijański kościół (jeden z najstarszych o ile nie najstarszy znany obiekt zbudowany konkretnie z przeznaczeniem na funkcje kościelne; dziś jego ruiny, jak zauważyłyśmy, dobrze spełniają się w funkcji siusialni).

Halabiya (w górę rzeki 66km od „DeZ”) oraz vis-a-vis Zalabiya – nie mylić obydwu z galabiją, która jest długą bezfasonową kiecką typu unisex. Dwa bliźniacze miasta, założone jeszcze przez królową Zenobię po dwóch stronach Eufratu (ogląda się raczej to pierwsze, bo drugie jest trudniej dostępne i ponoć niewiele, znaczy jeszcze mniej,  z niego zostało).Bo z pierwszego też w sumie niewiele, dzięki czemu nie ma biletów (na razie…): trochę murów i kawałki bizantyjskich kościołów z okresu panowania cesarza Justyniana (VIw), który na potęgę fortyfikował, otaczał i grodził Syrię.

Resafa (194km od Dejrzuuuuuur) – bilet 150 SyP. Wielkie bizantyjskie miasto ‘w środku niczego’. Otoczone murami, z kilkoma kościołami, olbrzymimi cysternami, a wszystko to zrobione ze skrystalizowanego gipsu (też nie wiedziałam, że jest coś takiego), który się błyszczy w słońcu i puszcza zajączki (no nie, nie puszcza, trochę przesadziłam, ale mógłby, bo chwilami kamienie wyglądają jakby były obłożone bardzo wieloma małymi lustereczkami). Głównym kościołem w Vw. n.e. była bazylika Sergiusza – rzymskiego żołnierza, który stał się świętym, gdy zamiast życia wybrał chrześcijaństwo i na jego cześć miasto zwało się Sergiopolis. Spacerując po Sergiopolis należy uważnie patrzeć pod nogi, nie tyle ze względu na możliwość znalezienia skarbów (gdyby tak było, pewnie jeszcze do tej pory byśmy tam szperały z nosami przy ziemi), ile ze względu na brak możliwości znalezienia skarbów, które już zostały przez stulecia wygrzebane, pstrząc teren malowniczymi „lejami po bombach”.

Na dokładkę zobaczyłyśmy Qalat Jabar (też różnie pisany w różnych źródłach), czyli XII-wieczny zamek, z którego wprawdzie niewiele się zachowało (mury zewnętrzne wyglądają jeszcze jako tako, ale środek to gruzowisko) oprócz minaretu, za to położony na wyspie z cudnym widokiem na rozlewisko Eufratu (w którym Tygrys łapę umaczał). Miejsce ciche, kontemplacyjne, idealne na piknik, ale że nie miałyśmy nic do jedzenia to i pikniku nie było. Wejście 150 SyP

Do samego Deir ez-Zour łatwo dojechać autobusem (my jechałyśmy z Palmyry za 200 SyP, ok.3 godzin), ale już poruszanie się wzdłuż Eufratu wymaga niestety albo dużo samozaparcia, cierpliwości i przede wszystkim czasu (mam na myśli podróżowanie minibusami, z licznymi przesiadkami i tylko gdzieś w pobliże w/w atrakcji) albo wynajęcia taksówki, lub prywatnego samochodu. Do Mari i Dura Europos pojechałyśmy taksówką (2000 SyP w dwie strony, z poczekaniem), ale z trudnym kierowcą, z licznych nieporozumieniami po drodze, długimi targami (każdy w swoim języku) i ogólnie w dość nieprzyjemnej atmosferze. Za to przy okazji spotkałyśmy Mohameda Ali – nie, nie tego M.A., ten jest profesjonalistą w branży turystycznej (od 17 lat – jak sam podkreśla), zarazem archeologiem z wykształcenia, oraz przedstawicielem ministerstwa jakiegoś tam, odpowiedzialnego za kontakty z misjami archeologicznymi. I to z nim postanowiłyśmy przedostać się do Aleppo, oglądając po drodze Halabiyę (a w tle Zalabiyę), Resafe i Qalat Jaabar (jednodniowa wycieczka wygodnym mikrobusem to koszt 5000 SyP, ciekawe ile przepłaciłyśmy…)

O fascynującym pobycie w Aleppo następnym razem. Dziś już jesteśmy w Latakii, to taki tutejszy kurort nad Morzem Śródziemnym, w którym kobiety są zdecydowanie bardziej wyzwolone, przynajmniej w dziedzinie ubrań, ale przyznać trzeba, że to wyzwolenie przybiera często dość komiczne formy. Ale o tym to już naprawdę bardzo innym razem. Tymczasem galeria zdjęć z cyklu „Tygrys nad Eufratem”:

Powiązane zdjęcia:

Author: Tygrys

7 thoughts on “Tygrys nad Eufratem

  1. Latakia to generalnie dziwne miejsce. Nie dosc, ze nie mamy stosownego stroju to nie da sie jeszcze zjesc rybki na plazy …. jakiej plazy 😉

  2. widzę, że krewetki i rybka komuś zaszkodziły 😉
    czyżby one były halucynogenne ;-))) buziaki z deszczowej Warszawy

  3. A jednak !!! Ostatniego dnia zjadlysmy rybe i to w knajpie z widokiem na morze !!! Na dodatek z „gardlogrzmotem”. Ugarit uratowal Latakie 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.