i cóż z tego, że o Grecji?!

parę luźnych spostrzeżeń i refleksji n.t. Aten i okolic

czas akcji: 24.02-01-03/2011
miejsce Akcji: Ateny, z jednodniowym wypadem do Delf
osoby: mła i sprawdzona w podróżach od kilku lat siostra JOJ-JEZZ
powód: Jakoś tak wyszło, że dotychczas nie byłam w Atenach, więc pomysł na krótki urlop przyszedł łatwo i spontanicznie

ATENY – z czym kojarzą się przeciętnemu człekturyście? Wiadomo, z Akropolem. Tyle, że po grecku 'acropolis’ oznacza po prostu 'górne miasto’ i taką akropolię miało niemal każde większe miasto Hellady. No, ale najsłynniejsza jest ta ateńska właśnie.
Centralna góra zabudowana w dawnych czasach bardzo wieloma bardzo ważnymi budowlami, w tym jedną z najważniejszych świątyń starożytnych Greków – Partenonem. Nazwa „Partenon’ zaś, pochodzi od bogini Ateny Partenos (Dziewicy), której świątynia ta została poświęcona.
didaskalia:Z czasów studenckich pamiętam, że omal oblałam egzamin, nie znając odpowiedzi na pytanie: co znajdowało się po wewnętrznej stronie tarczy Ateny Partenos?
Dodam, że rzeźba ta przestała istnieć jeszcze w czasach starożytnych!!!
Cenna była. Wykonana przez wielkiego, słynnego Fidiasza, w technice tzw. chryzelefantynowej (lubię się popisywać znajomością tej nazwy ;-)), czyli ze złota i kości słoniowej, spokojnie mogła kusić! Widać skusiła skutecznie. Zresztą już wcześniej sami Ateńczycy podbierali jej z plecków złoto w czasach kryzysu i oddawali po.

A propos KRYZYSu. Współczesna Grecja właśnie przechodzi takowy. I jak sobie z tym radzi? W najprostszy możliwy sposób: skracając godziny pracy i podbijając ceny o 40%.
Chyba muszę to w pracy zaproponować, w związku z recesją i innymi tym podobnymi pierdółami, poproszę o skrócenie czasu pracy do ćwierć etatu, przy jednoczesnej powiedzmy 3-krotnej podwyżce wynagrodzenia. W końcu kryzys zobowiązuje!

PORTOWA DZIELNICA – Ateny to także, użytkowany od czasów starożytnych, port Pireus. W zasadzie to część miasta. Kilka stacji metra z centrum (ca 15minut) za jedyne 1,4 EUR (to właśnie ostatnia podwyżka ceny biletu jednorazowego miejskiego z 1 Eur o 40%) i już się jest nad morzem, w dokach, porcie, marinie… A wszędzie knajpy, tawerny, restauracje, kafeterie, jadalnie, pijalnie, speluny, mordownie…. No dobra, tych ostatnich nie widziałam, ale to nie znaczy, że ich nie ma! W końcu to dzielnica portowa.

WINO – skoro już przy uciechach… Wino jest. Wszędzie. Domowe. Fajne. Niedrogie (w porównaniu z resztą (reszta droga bo… kryzys). A jak się zaczyna je w knajpie fotografować, to się dostaje kwiatki od nieznajomych 😉

MUZEUM – w Atenach jest też jeszcze jedna fascynująca rzecz dla amatorów (czytaj amokantów ;-)) archeologii. Muzeum! A nawet dwa. Jedno Narodowe Archeologiczne, z fantastycznymi zabytkami (w połowie zamkniętymi, bo…. nie ma kto pilnować – wiadomo kryzys!). Drugie Muzeum Akropolu – zabytki są może mniej spektakularne, za to świetnie wyeksponowane. Na wskroś nowoczesne (muzeum nie zabytki), w pewnym sensie imitujące Partenon, który do tego widać przez olbrzymie tafle szklanych ścian. W nocy cudnie oświetlony.
A w ogóle to i Partenon i Erechtejon i generalnie całą cytadelę akropolis fantastycznie widać z całego miasta, które dzięki temu wydaje się być nie za wielkie i z pewnością łatwe w orientacji.
I tak sobie chodząc rozmyślałam, że jednak Stalin (i Rudniew) nie byli aż takimi „geniuszami” urbanistycznymi, bo nie wpadli na pomysł usypania góry w centrum Warszawy (np. z powojennych gruzów) i dopiero na niej posadowienia Pałacu Kultury. A mogli. To by dopiero było coś! Akcent „przyjaźni polski radzieckiej”, widoczny nawet z Kremla. A tak, są miejsca w Warszawie, z których PKiN-u wcale nie widać… Naprawdę.

DELFY – słynna wyrocznia delficka z wiecznie naćpaną Pytią, wieszczącą w mrokach świątyni Apollina, to niejedyna atrakcja Delf. Oprócz tego, poza zwyczajowym teatrem, gimnazjonem, stadionem, masa skarbców miast-państw, wdzięcznych za jedynie słuszne porady, a także charakterystyczny tolos świątyni Ateny Pronaia. Ale to wszystko było kiedyś. Dziś, kiedy nikt się już nie modli do Ateny, kiedy Pytia nam już nic nie wywróży, a wielkość dawnych greckich 'stadionów’ mogłaby posłużyć co najwyżej za plac zabaw dla dzieci, zachwyca przede wszystkim położenie. Na zboczach gór, z widokiem poprzez dolinę na Zatokę Koryncką, wśród starożytnych ruin, po prostu można siedzieć godzinami i zachwycać się życiem. Ja mogę 🙂
Ale coby nie było tak do końca cudownie, to zamykają to wszystko o godzinie 15 (czemu? a bo kryzys :]), i choć da się zobaczyć Delfy w ramach jednodniowego wypadu z Aten, to najlepiej byłoby wsiąść do pierwszego autobusu o 7:30 (15 Eur w jedną stronę), a nie jak my dopiero o 10:30, bo niestety, ale 3 godziny to on jedzie….
Ale i tak warto, bo było przepięknie!

LUDZIE – Był Sokrates, Platon, czy inny Arystoteles, był też Tales i był Pitagoras, był Fidiasz, była Safona i był Homer (choć to ponoć raczej ciało zbiorowe było), Pliniusz oraz Aleksander Wielki… No co by nie mówić – wielu wielkich Greków było.
Ale był też zwykły Grek Zorba i duch tego 'zorbizmu’ właśnie jakoś tak się wciąż unosi nad miastem. Miło było patrzeć na ludzi i odczuwać ich energię życiową

PSY – bardzo dużo, bardzo dużych, półdzikich, ale łagodnych psiaków. O dziwo, zdecydowanie więcej niż kotów. przeważnie fajniejsi niż ludzie, ale to ogólna uwaga 😉
Chodzą sobie, czasem samotnie, czasem w grupach, a czasem sobie leżą gdzie popadnie

NOCLEG – tia… nocleg boleśnie uświadomił mi, że się starzeję.
Znalazłyśmy sobie wypasiony hostel (jak tylko hostel może być wypasiony), z grupy „Europe’s famous hostels”, niemal pod samym Akropolem, dostałyśmy (no nie za darmo przecież!) zupełnie przyjemny pokój (zwłaszcza stał się przyjemny, jak już się nauczyłyśmy włączać ogrzewanie) z własną kuchnią i tarasem z widokiem na… Akropol – oczywiście! (choć i tak było za zimno, żeby z niego korzystać :-().
Za to, jak to w hostelu, w pakiecie była również zgraja rozkrzyczanej głownie amerykańskiej młodzieży, ostro imprezującej do białego rana (a że zima to i rano późno nadchodzi). Spało się ciężko. Jak słusznie skonstatowała siostra JJ, drzewiej to byśmy się włączyły do zabawy, a teraz to tylko w@$%&wia!.

POGODA – no…w końcu to luty… i co z tego, że Grecja. Było buro, szaro (stąd większa niż zazwyczaj ilość hdr-ów w moich zdjęciach), wietrznie, wilgotno, ale i tak ze 20 stopni więcej niż w Warszawie! 🙂 A w Delfach to nawet na chwilę wyszło słońce! I wtedy było naprawdę cudnie!!!

ZDJĘCIA – są tu (choć jeszcze bez opisów – w trakcie tworzenia, wiadomo… kryzys ;-)). Jak zwykle nie wyszła mi selekcja, więc zostało milion do oglądania. Ale selekcja źle się kojarzy, więc niech już zostanie ten milion 🙂

Powiązane zdjęcia:

Author: Tygrys

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.